Zabytkowa Straż Pożarna. Muzeum, które powstało z pasji
O swoich wozach może opowiadać godzinami. Zna wszystkie ich parametry techniczne, wady i zalety. Wie nawet, w jakich akcjach brały udział. Przemysław Elak z rodziną prowadzi Prywatne Muzeum Pożarnictwa i Transportu w Czersku. Lokalnego przedsiębiorcę odwiedził burmistrz Przemysław Biesek-Talewski.
Prywatne Muzeum Pożarnictwa i Transportu w Czersku, zwane też Zabytkową Strażą Pożarną, powstało z pasji, ale też przypadku. Przemysław Elak od młodzieńczych lat był w OSP w Czersku i zawsze interesował się sprzętem strażackim. Szczególnie różnego rodzaju pojazdami. Jednak bakcyla do kolekcjonowania złapał dziewięć lat temu.
Zaczęło się od trawnika
Czerski przedsiębiorca wraz z żoną od kilkunastu lat zajmuje się handlem motocyklami. Dziewięć lat temu kupili działkę przy ulicy Tucholskiej, żeby mieć zaplecze dla swojej działalności. Pan Przemysław urządził tam sobie piękny trawnik. – Zastanawiałem się, jak można go wygodnie podlewać. Pomyślałem sobie, że idealny byłby do tego jakiś stary wóz strażacki. Kupiliśmy jelcza 028. Szybko się jednak okazało, że szkoda nam tego wozu do podlewania. Wtedy też narodził się pomysł, żeby może kupować więcej takich pojazdów. Od tego wszystko się zaczęło – mówi czerszczanin.
Następnym pojazdem był strażacki żuk. Zaraz okazało się, że na placu szybko zaczęło przybywać aut. Elakowie kupują je i później dalej sprzedają, to pomysł na rodzinny biznes. Jednak nie wszystkie samochody wyjeżdżają z Czerska do nabywców. Cześć z nich zostaje. To te ciekawsze, bardziej wartościowe, związane z naszym regionem czy takie, które mają za sobą nietypową historię. One znajdują się w lokalnym muzeum. – W stałej ekspozycji jest teraz około 20 pojazdów – mówi Katarzyna Elak.
Wyszukują w całej Polsce
Pojazdy przyjeżdżają do Czerska z całej Polski. Przedsiębiorcy wyszukują samorządowych przetargów, gdzie wozy są sprzedawane lub kupują od osób prywatnych. Często trzeba przy nich coś pomajstrować, jednak wszystkie stojące na placu w Czersku są „na chodzie”. – Odpalają, mają naładowane akumulatory i zbiorniki wypełnione wodą. Są gotowe do akcji – podkreśla Przemysław Elak. Czerszczanin o swoich wozach może opowiadać godzinami. Zna ich wszystkie parametry techniczne. Wady i zalety. – Nie każdy będzie potrafił takim wozem jechać. Na przykład ten star jest bardzo głośny. Kiedy się rozgrzeje w kabinie jest tak gorąco, że trudno wytrzymać. Zimą z kolei jest bardzo zimno – śmieje się.
Z duszą i historią
Na placu w Czersku stoją najróżniejsze wozy. Najstarszy, star 20, został wyprodukowany w 1948 roku. Jelcz hydromil w PRL służył w milicji i był używany do rozpędzania protestów i zgromadzeń. Wyposażony w armatki wodne zapisał się w historii naszego kraju. Później został przerobiony na wóz strażacki, a teraz jest w czerskim muzeum. Przemysław Elak wymienia też największe pożary w Polsce i pokazuje pojazdy, które brały udział w ich gaszeniu. Są tu wozy, które były w akcji podczas gaszenia pożaru rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach w 1971 roku czy przy największym w współczesnej Polsce pożarze lasu w Kuźni Raciborskiej w 1992 roku.
Rodzinna pasja
Katarzyna i Przemysław Elakowie mają dwóch synów. Chłopacy podzielają pasję rodziców. Są członkami Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej i też interesują się zabytkowymi pojazdami. Jedenastoletni Maciek z dumą pokazuje swoją motorynkę, którą ostatnio zabrał na zlot zabytkowych pojazdów.
Pasja dzielona z rodziną ma też wpływ na zakupy, które realizują Elakowie. – Wszędzie zawsze jeździmy razem. Wozy przez nas wybierane muszą więc być minimum czteroosobowe – śmieje się pan Przemysław. Na przykład ostatnio kupowali wóź z drabiną. Te polskiej produkcji miały tylko trzy miejsca, więc odpadały. Do Czerska przyjechał sześcioosobowy magirus deutz z 1971 roku, który przez całe swoje strażackie życie służył we Wrocławiu.
Rodzina mówi, że ma wiele planów na przyszłość. Choć dziś już można się umówić i przyjść pozwiedzać muzeum, w przyszłości może być to jeszcze bardziej dostępne.